poniedziałek, 9 lutego 2015

''Leonie'' rozdział I

To, że nadal żyje jest prawdziwym cudem. Kilka lat temu stwierdzono u mnie stwierdzono u mnie białaczkę. Niezwykle ciężki przypadek. Było ze mną na tyle źle, że lekarze przygotowali moją rodzinę na najgorsze. A jednak, żyje. Jestem zwyczajną...no, prawie zwyczajną nastolatką. Od czasu choroby nie rosną mi włosy. Na początku byłam tym załamana. Krzyczałam, że wolałabym umrzeć niż być łysa. Teraz już tak na to nie patrzę. Osoby, które otarły się o śmierć naprawdę szanują każdą chwilę swojego życia. Dla mnie ważna jest każda minuta spędzona z moją rodziną i moim bratem. Tak, mam brata. Jest nie tylko moim bratem, ale także moim najlepszym przyjacielem. Ma na imię John. Jest to bardzo popularne imię, jednak dla mnie to jest wyjątkowy John. Jest ode mnie o rok starszy, Naprawdę, brat jest dla mnie najważniejszą osobą. Kiedy leżałam w szpitalu i mój stan był krytyczny, potrafił spędzić przy moim łóżku kilka dni. Przynosił mi wszystko, o co tylko poprosiłam. Odstąpił mi nawet swojego laptopa, a dla niego to naprawdę wielkie poświęcenie. Jednak nie od zawsze jesteśmy tak zgodnym rodzeństwem. Kiedy mieliśmy około sześć lat rywalizowaliśmy o względy rodziców na każdym kroku. Cokolwiek nie robiliśmy, wszystko zamieniało się w czystą rywalizacje. Nawet tak proste czynności jak jedzenie obiadu były dla nas dobrym pretekstem. Kiedy rodzice pochwalili za coś tylko mnie, brat albo obcinał włosy moim ulubionym lalkom, albo rozcinał ubrania dla lalek. Ja w ramach zemsty rzucałam po całym domu jego ulubionymi samochodzikami albo konsolą do gier. Robiłam to tak długo, do puki nie miałam stuprocentowej pewności, że jest już zepsute. Tak wyglądało nasze życie przed moją chorobą. Nienawiść i czysta rywalizacja. Kiedy zachorowałam miałam dziewięć lat. Dla mojej rodziny był to ogromny szok. Jednak bardziej zaskakująca była odmiana mojego brata. Nie wiem czy poruszyło go to, że może stracić możliwość rywalizacji ze mną, ale w każdym razie zmienił się nie do poznania. Przynosił mi do szpitala swoje ulubione zabawki, żebym tylko się nie nudziła. W szpitalu pierwszy raz w życiu razem się bawiliśmy. Rodzice nie wierzyli własnym oczom, kiedy zobaczyli razem przy stoliku swoją dwójkę dotychczas szczerze nienawidzących się dzieci. Ja sama na początku nie byłam przekonana do brata. Wydawało mi się, że obmyśla plan. Miałam pewność, że daje mi swoje zabawki, żeby później móc pobiec do rodziców z płaczem, że mu je zabrałam. Jednak nie miałam racji. Brat z dnia na dzień stał się miły i troskliwy. I tak pozostało do dzisiaj. Więcej czasu spędzam z nim, niż ze swoimi przyjaciółkami. Oglądamy razem filmy, chodzimy na zakupy, odrabiamy lekcje. Teraz patrząc z perspektywy czasu myślę, że są plusy mojej przebytej choroby-zyskałam nowego przyjaciela.

niedziela, 8 lutego 2015

Opętana rozdział VII

-Wie pan, że niedawno byłam świadkiem śmierci pewnej dziewczyny...teraz dzieją się ze mną dziwne rzeczy...Zaczęłam opowiadać choć po chwili zatrzymałam się. W głębi poczułam, że nie mogę dalej mówić. Coś odjęło mi mowę. Nie mogłam wypowiedzieć nawet słowa. Czułam jakby coś we mnie nie pozwalało mi dalej opowiadać. Jakby to coś nie chciało, żeby ktokolwiek się dowiedział. Lekarz uniósł wzrok znad notatek i popatrzył mi w oczy. Czekał dość długo z nadzieją, że będę mówić dalej. Ale nie mogłam...
Wypisano mi kolejne leki, tym razem silniejsze. W papierach ze szpitala widniało jedno słowo ''trauma''. To słowo dosłownie mnie prześladowało. Było dla dorosłych jak słowo klucz dla moich problemów. Po prostu nikt nie chciał sobie zawracać mną głowy. Wszędzie widziałam i słyszałam to słowo.
Po kilku dniach rodzice stwierdzili, że powinnam iść do szkoły. Było to ostatnie miejsce, w które chciałam się udać. Na samą myśl o tym miałam dreszcze. Jednak dla nich nie było żadnych wymówek. Uważali moje problemy za wymówkę. Bardzo mnie to zabolało, bo zawsze zwracałam się do nich z problemami i zawsze wiedzieli z góry jak mi pomóc. A teraz? Teraz bolała mnie ta bezsilność. Nie byłam nawet w stanie nikomu o niczym opowiedzieć. Kiedy zaczynałam mówić o zjawach, które mnie nawiedzają, momentalnie odejmowało mi mowę. Wtedy byłam już niemal pewna, że coś mnie opętało. Ale nadal nie miałam pojęcia-dlaczego mnie? Dlaczego to wybrało sobie właśnie mnie na ofiarę? Cholera, na świecie jest siedem miliardów ludzi a to coś upatrzyło sobie właśnie mnie. Skojarzyłam, że jest to powiązane ze śmiercią Amy, ale nie wiedziałam, dlaczego akurat ja. To pytanie dręczyło mnie całymi dniami i nocami. W końcu postanowiłam zagłębić się w ten temat. Kiedyś byłam sceptycznie nastawiona do zjawisk paranormalnych. Traktowałam to z dystansem jako dobry materiał na horror, ale nie jako dobry materiał na życie zwyczajnej szesnastolatki. A teraz? W ciągu kilku dni zmieniłam swoje nastawienie. Wierzyłam w to. Mało tego, panicznie się tego bałam. Całymi nocami siedziałam przy włączonym świetle. Czytałam książki lub oglądałam telewizje. Ważne było dla mnie włączone światło. Wydawało mi się, że to jest wystarczająca ochrona dla mnie. Niestety, kilka dni później to się zmieniło...
Siedziałam sobie spokojnie na kanapie. Piłam gorącą czekoladę z bitą śmietaną i oglądałam film. Czułam się wyjątkowo spokojnie...to znaczy...na tyle spokojnie, na ile może sobie pozwolić osoba, którą w ciągu tygodnia nawiedziło kilka demonów. Nagle mój spokój zniknął. Pojawił się lęk, nad którym nie mogłam zapanować. W ciągu kilku sekund zaczęłam się cała trząść. Czekolada wylała się na nowo zakupioną przez rodziców kanapę. Nawet tego nie zauważyłam. Pobiegłam do kuchni, aby znowu nafaszerować się tabletkami uspokajającymi. Kiedy otwierałam szafkę zabolało mnie serce. Był to ból nie do opisania...takie kłucie, ale niesamowicie silne. Ból rozszedł się na całe ciało. Upadłam. Byłam pewna, że umieram. Obróciłam głowę w stronę drzwi. Ujrzałam dziewczynę, Miała piękne długie, czarne jak smoła włosy. Cała była ubrana na czarno. Najbardziej przykuł moją uwagę blask w oczach. Zrozumiałam, że to Amy. Byłam na nią wściekła. Chciałam jej wykrzyczeć wszystko. Zapytać, dlaczego mi to wszystko robi. W końcu zebrałam w sobie ostatnie resztki siły i z płaczem krzyknęłam:
-Czego ty ode mnie chcesz? Wynoś się z mojego życia! Przecież ty nie żyjesz!
Teraz rozumiem, że ją rozwścieczyłam. Jej twarz z pięknej i spokojnej zmieniła się w twarz demona, którego widziałam kilka dni temu w mojej sypialni. Ruszyła w moją stronę. Odezwała się do mnie najokropniejszym głosem, jaki kiedykolwiek usłyszałam:
-Ja żyję.
Zniknęła. Za to w kuchni pojawili się rodzice i mój brat. Mały krzyczał i płakał, widocznie się przestraszył moich krzyków. Rodzice też byli zrozpaczeni.

Opętana rozdział VI

Odpisałam na wiadomość. Co chwilę odświeżałam pocztę w nadziei na odpowiedź. Jednak nigdy jej nie uzyskałam. Popadłam w swojego rodzaju depresje. Chodziłam cały dzień po domu w piżamie i do nikogo się nie odzywałam. Rodzice żartowali ze mnie, że sama wyglądam już jak ''duch''. Irytowali mnie. Wszyscy mnie irytowali. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Uważali, że przez to wydarzenie zamknęłam się w sobie ale spokojnie dam sobie rade. Ze mną tym czasem było coraz gorzej.Pewnej nocy znowu obudziło mnie przeraźliwe zimno. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam mężczyznę w kapturze. Był odwrócony do mnie tyłem. Nie wiedziałam co robić, więc leżałam bez ruchu. Wtedy mężczyzna odwrócił się. Wyglądał jak człowiek, tylko jego twarz...Była paskudna. Wyglądała jak z najgorszego horroru. Nie byłam w stanie krzyczeć. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Nie byłam w stanie nic zrobić.
Obudziłam się następnego dnia rano. Myślałam, że cała ta sytuacja to był zwykły sen a ja naprawdę zaczynam popadać w paranoje. Wtedy odkryłam swoją nogę. Miałam na niej trzy długie blizny. Od kolana aż do kostki. Zdziwiłam się. Przecież nie mogłam sama zrobić sobie czegoś takiego. Wyglądały jak po poparzeniu. Tamtego poranka zaczęłam bać się o własne życie. Nie traktowałam tego jako przywidzenia. Wiedziałam, że to co mnie nawiedza nie ma dobrych intencji. Przestraszyłam się także tego, że to może mi wyrządzić krzywdę.
Tabletki uspokajające stały się moim jedynym posiłkiem. Nie jadłam nic poza nimi. Czasem tylko zmuszałam się do zjedzenia kromki suchego chleba, żeby nie denerwować rodziców. Snułam się po szkole bez celu. Nie odzywałam się do nikogo. Wszystko stało mi się obojętne. Moje oceny z dnia na dzień drastycznie się pogarszały, a ja przestałam być szczęśliwą, piątkową uczennicą.
Kiedy mój stan pogorszył się na tyle, że nie miałam już sił wstawać z łóżka rodzice zaprowadzili mnie do psychologa. Nie stawiałam się. Wiedziałam, że to jedyne wyjście. Czułam się jakby jakaś zła moc odebrała mi całą radość z życia. Byłam kompletnym wrakiem człowieka i tak też się czułam.
Szczerze bałam się pierwszej wizyty. Bałam się, że nie będę umiała opisać moich emocji, że nikt mnie tutaj nie zrozumie. Zaprowadzono mnie do gabinetu lekarza. Mogłam wejść sama lub z rodzicami. Wybrałam samotność.
Usiadłam naprzeciw lekarza. Przypomniał mi się wtedy ten dzień, w którym znalazłam Amy. Dzień w którym wylądowałam na tym samym miejscu. Wtedy jednak uważałam, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Teraz sama wołałam o pomoc.
-Witaj Allyso
Lekarz odezwał się delikatnym głosem. Ja na jego miejscu nie byłabym aż tak wyrozumiała dla osoby, która niedawno tak go potraktowała. Na jego przywitanie nie odpowiedziałam, tylko skinęłam głową.
-Musisz mi wszystko opowiedzieć. Tylko wtedy będę w stanie ci pomóc.
Nigdy nie zwierzałam się nikomu, oprócz Ronnie. Jednak przełamałam się bo wiedziałam, że ten człowiek chce mi pomóc. Siedziałam chwilę w skupieniu i układałam w głowie wszystko co chciałam mu powiedzieć. Wtedy zapytał:
-Dasz radę?
Znowu skinęłam głową i zaczęłam opowiadać.

Opętana rozdział V

-Alyssa, ja wiem, że to musi być dla ciebie trudne. Sama nigdy nie chciałabym widzieć umierającej osoby.
-Jakiej umierającej osoby? Wszyscy kompletnie oszaleliście! Na mózgi wam się rzuciło? Spodziewałam się tego po wszystkich, ale nie po tobie...
Tego dnia wróciłam wcześniej do domu. Rodzice, którzy normalnie bardzo by się o to zdenerwowali byli niezwykle spokojni. Ruszyłam w stronę pokoju. Chciałam sobie wszystko poukładać. Postanowiłam włączyć laptopa-i tak nie miałam nic innego do roboty. Zdziwiłam się, bo wszędzie pisali o śmierci tej dziewczyny. Dlaczego to mnie tak prześladowało? Wczytałam się jednak w jeden z artykułów mówiących o tym. Fakt-nawet tam pisali, że zmarła. Czułam kompletną pustkę. Może rzeczywiście zwariowałam? Może mają racje? Leżałam na łóżku i ciągle zadawałam sobie te pytania...w końcu usnęłam.
O trzeciej w nocy obudził mnie przeraźliwy chłód. Nie był to wiatr wiejący przez okno, to było o wiele zimniejsze. W naszym mieście normalnie jest bardzo ciepło, temperatura nigdy nie spadała poniżej zera. Nagle poczułam, że nie mogę się ruszać. W futrynie moich drzwi zobaczyłam postać. Nie widziałam jej twarzy, tylko cień. Szła w moim kierunku. Nie mogłam się ruszyć, byłam cała sparaliżowana ze strachu. Postać podeszła do mnie i wyszeptała ''pomocy''. Kiedy to mówiła przeszły mnie niesamowite dreszcze. Nie potrafię opisać tego uczucia. Nigdy się tak nie bałam. Dopiero, kiedy zniknęła mogłam się poruszyć. Zbiegłam po schodach najszybciej jak się dało i wbiegłam do sypialni rodziców. Drzwi uderzyły z hukiem o ścianę tak, że wszyscy się obudzili.
-On tam jest, mamo, on tam jest!
Mama spojrzała na mnie z irytacją. Nie musiała nic mówić, wiedziałam o co jej chodzi. ''Wiem, że to dla ciebie ciężkie''. To było ich stałe sformułowanie do rozmów ze mną. W końcu mama zapytała:
-Kto?
Chciałam jej wszystko opowiedzieć, ale zorientowałam się, że wiem zbyt mało. Nie wiedziałam nawet, kim była ta postać. Nie zdołałam rozpoznać jej płci. W głowie wyryły mi się tylko słowa ''pomocy''. Siedziałam cichutko obok łóżka rodziców. Wiedziałam, że za żadne skarby nie wrócę na górę. Tata rzucił w końcu, żebym położyła się w salonie i włączyła telewizor. Tak też zrobiłam, choć nawet nie pamiętam co oglądałam. Byłam przepełniona lękiem. Odliczałam tylko minuty do poranka. W końcu wcześnie rano udało mi się zasnąć.
Obudziłam się przed południem. Zrozumiałam, że mama wolała, żebym została w domu. I zostałam. Sama. Cała przerażona ruszyłam w stronę kuchni. Złapałam pudełko z lekami, które przepisał mi lekarz. Wzięłam kilka tabletek, popiłam je wodą i usiadłam na krześle. Po chwili wyciszyłam się i uspokoiłam-działały. Postanowiłam wyszukać coś na temat mojego spotkania z przerażającą postacią w internecie. Napisałam posta na forum w którym opisałam całe zajście-od tragicznej śmierci aż do spotkania z tajemniczą postacią. Jednak tutaj również nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Nikt nie brał mnie na poważnie. Jednak po kilku godzinach dostałam wiadomość od jednej osoby. Ta wiadomość była jak szczęście w nieszczęściu-wreszcie znalazł się ktoś, kto mi uwierzył!

Opętana rozdział IV

Psycholog spojrzał za mnie ze współczuciem. Później przejrzał papiery, które wypisał wcześniejszy lekarz. Kiedy w końcu je odłożył i odezwał się cichym, delikatnym głosem:
-Byłyście sobie bliskie?
Na początku nie zrozumiałam o co mu chodzi. Bliskie? Z kim? Później jednak poukładałam sobie w głowie ostatnie wydarzenia i zrozumiałam-to kolejna osoba, która nic nie rozumie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. W końcu wydusiłam z siebie:
-Nie, chodzimy razem do klasy.
Doktor westchnął ciężko i spojrzał na mnie. Patrzył się jakbym była najtrudniejszym przypadkiem, który kiedykolwiek badał. Później zaczął wypisywać jakieś skierowania i recepty. W jednej chwili stałam się bardzo negatywnie i wrogo nastawiona do świata. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Wszyscy traktowali mnie jak wariatkę. A przecież ja jestem normalna!
Wypuszczono mnie ze szpitala. Na zewnątrz czekali moi rodzice. Pewnie wychowawczyni ich poinformowałam, że tu jestem. Myślałam, że chociaż oni mnie zrozumieją i będą rozśmieszeni całym tym zajściem. Jednak oni byli kolejnymi osobami, które traktowały mnie jak wariatkę. W samochodzie panowała niezręczna cisza. Po kilkunastu minutach jazdy wreszcie przerwała ją mama:
-Nie martw się słońce.
Nie miałam już nawet siły się wykłócać. Czułam, jak coś odbiera mi wszystkie siły. Zasnęłam.
Obudziłam się o szóstej rano, w swoim łóżku. Nie wiem jak się tu dostałam, zresztą to nie było nic ważnego. Tradycyjnie ubrałam się i zeszłam na dół. Czekała tam na mnie moja rodzina. Ale wszystko było inaczej. Mój brat nie biegał po domu, tylko grzecznie siedział przy śniadaniu. Tata się nie odzywał. W zupełnej ciszy czytał gazetę. Codziennie od kilku lat ją czyta. To jego poranny rytuał. Mama podgrzewała płatki z mlekiem. Nic nie mówiła. Wpatrywała się w garnek wrzącego mleka jakby był najpiękniejszym obrazem. Nie odrywała od niego oczu.
-Cześć-radosnym głosem przerwałam ciszę panującą w domu
-Cześć-szepnęła mama
Podczas tego śniada nie odezwałam się więcej. Po części zaczęłam się bać. W ciągu jednego dnia wszystko się zmieniło. Ludzie traktują mnie jak wariatkę. Nawet moja własna rodzina. Zaczęłam bać się wszystkich. Nie wiedziałam już, komu mogę ufać. Chciałam z kimś poważnie porozmawiać... z Ronnie.
Pierwszą lekcją była matematyka. Liczyłam na to, że chociaż w szkole wszystko będzie normalne. Że nauczyciel zacznie mnie przepytywać, że zada masę zadań do domu. Ale było zupełnie inaczej, Wszyscy byli dla mnie mili i wyrozumiali, jakbym wróciła do szkoły po ciężkim wypadku z którego ledwo wyszłam z życiem. Przecież nic mi nie było. Czułam się wspaniale. Jednak nikt tego nie widział.
Na długiej przerwie udało mi się wyciągnąć Ronnie na plac naprzeciw szkoły, aby z nią poważnie porozmawiać.
-Wiem, że to musi być traumatyczne przeżycie, ale...
-O czym ty gadasz?! Nawet ty?...
Nie wytrzymałam. Zachowanie dorosłych mogłam znieść, ale bardzo zabolało mnie to co powiedziała Ronnie. Jest moją najlepszą przyjaciółką, powinna mnie rozumieć.
-Ronnie...muszę Ci powiedzieć, jak było naprawdę...
-Zamieniam się w słuch!
-Pamiętasz, jak wczoraj mówiłam, że idę do toalety. Kiedy otworzyłam drzwi... ona tam leżała. Miała zamknięte oczy i...
-STOP! Nauczyciele mówią, że nie powinnaś jeszcze z nikim o tym rozmawiać. Jest za wcześnie.
Nie dawałam sobie przerwać. Opowiadałam dalej:
-Nagle pojawił się jakiś mężczyzna. Nigdy wcześniej go nie widziałam. A no tak, blask światła. Było niesamowicie jasno. Oślepiło mnie. On dotknął jej dłoni, a ona w momencie otworzyła oczy. Były wyjątkowo piękne, pełne blasku. Podniósł ją i spojrzeli na mnie...dalej nic nie pamiętam. Dopiero wizytę w gabinecie pielęgniarki. Nikt z dorosłych mnie nie wierzy. Byłam już nawet u psychologa...uważają, że mogłam się uderzyć w głowę upadając. Ale ty... Ale ty mi wierzysz?

Opętana rozdział III

Ona tam była. Leżała całą zakrwawiona. Miała zamknięte oczy, była cała sina, byłam pewna, że nie żyje. Chciałam pobiec po nauczycieli, ale byłam w stanie nawet się ruszyć. Cała się trzęsłam. To było jak zobrazowanie moich najgorszych koszmarów. Nie, nie, to było sto razy gorsze. Nie wiedziałam co robić. Byłam tak przerażona, nikogo wokół nie było. Stałam tak jeszcze chwilę. Modliłam się w duszy, żeby ona żyła. Nigdy wcześniej na niczym mi tak nie zależało. Chciałam jej pomóc, ale nie byłam w stanie nawet się ruszyć. Nagle coś mnie oślepiło. To było coś bardzo jasnego. Później zobaczyłam mężczyznę. Był wysoki. Bardzo wysoki. Szedł w jej stronę. Podniósł ją. Byłam pewna, że to ktoś ze szkoły przyszedł ją uratować. ŻYŁA! To było dla mnie najważniejsze. Mężczyzna dotknął jej dłoni. Jej oczy się otworzyły. Były pełne blasku. Oboje spojrzeli na mnie...-Alyssa!Alyssa!
To był mój nauczyciel. Stał nade mną i krzyczał. Nie wiedziałam co się dzieję. Leżałam na podłodze w szkolnej toalecie. Chciałam się podnieść, ale kazał mi czekać. Zawołał pielęgniarkę.
-Wszystko w porządku? Boli Cię coś?
-Nie,dlaczego. Gdzie jest ta dziewczyna? Chwila... Amy! Gdzie ona jest?
Pielęgniarka kazała mi zostać w łazience. Przyniosła mi kubek z wodą. Byłam kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się dzieje. Chciałam tylko dowiedzieć się, jak czuje się ta dziewczyna.
Po kilku minutach zaprowadzono mnie do dyrektora. Była tam też moja wychowawczyni. Kazała mi usiąść na krześle obok.
-Gdzie ona jest?
-Alysso, widziałaś co stało się z twoją koleżanką-odparła spokojnie wychowawczyni
-Tak, dlatego pytam, gdzie ona teraz jest.
-Alysso,ona...
-Nie...-dyrektor przerwał mojej wychowawczyni
-Ona nie żyje.
Ta informacja nie dotarła do mnie. Przecież widziałam ją żywą. Przecież miała otwarte oczy, wstała.
-A mogłabym teraz usłyszeć prawdziwą wersje? Nie jestem za młoda, wiem co się dzieje. Nie musicie nic ukrywać.
Nauczycielka i dyrektor spojrzeli na siebie. Nie odezwali się ani słowem.
-Przecież ona wstała! Widziałam to! ONA ŻYJE!
Kazali mi opuścić pokój dyrektora. Siedziałam na korytarzu. Wydawało mi się, że coś ukrywają. Przecież wiem,co się z nią wcześniej działo. Do cholery, mam szesnaście lat, nie sześć. Chyba mogłabym usłyszeć prawdę.
Pod szkołę podjechała karetka. Myślałam, że przyjechali po Amy więc od razu do niej pobiegłam.Stanęłam obok karetki. Podeszła do mnie moja wychowawczyni.
-Tak, to ona. Zemdlała w szkole, podejrzewamy, że mogło jej się coś stać.
-Co? To nie prawda!
Zostałam zmuszona do wizyty w szpitalu. Kierowca karetki zaprowadził mnie do gabinetu lekarza i wyjaśnił o co chodzi. Lekarz dobrą chwilę przeglądał moje dokumenty a później od niechcenia rzucił:
-Co z tobą?
Zdenerwował mnie. Przecież to nie mną mieli się zająć tylko Amy. Ja byłam zupełnie zdrowa.
-Ze mną w porządku, powiedzcie mi co z Amy.
Lekarz spojrzał na mnie. Wykonał parę telefonów. Z tego co udało mi się usłyszeć stwierdził, że jestem w ciężkim szoku. Skierował mnie do psychologa.

sobota, 7 lutego 2015

''Co by było gdyby...'' cz.2

OD:Camille
DO:Taylor
On jest okropny. Oświadczył mi dzisiaj, że ma okazję wyjechać na rok do Francji i skończyć tam szkolę. Rozumiem, że to dla niego wielka okazja, ale co ze mną? Przecież od dziecka wszystko robimy razem. A teraz nagle on oświadcza, że to dla niego wielka szansa i nie ma zamiaru jej marnować. Tyle jest warta dla niego nasza przyjaźń...jestem na niego strasznie zła.

OD:Taylor
DO:Camille
Przecież to niesamowite! Twój przyjaciel ma szanse wyjechać i uczyć się za granicą a ty co? Obrażasz się na niego? Dla niego też musi być to ciężkie. Pomyśl o nim, a nie o sobie.

Thomas jest online
Thomas:Camille, zrozum mnie
Camille:Jak mam cię zrozumieć? Zostawiasz mnie po tylu latach.
Thomas:Przecież to tylko rok
Camille:Aż rok, Thomas
Thomas:Nie obchodzi Cię, że to moja wielka szansa?
Camille:Nie
Thomas:Jesteś egoistką
Camille:Nie obchodzi mnie to. Dla mnie liczą się przyjaciele
Thomas:Jedno twoje słowo i zostanę.
Camille:To zostań
Thomas:Dobrze,zostanę
Thomas wylogował się 

OD:Camille
DO:Taylor
Jestem idiotką. Nigdy sobie nie wybaczę, że przez moje zachcianki mój najlepszy przyjaciel stracił życiową szansę. Faktycznie, jestem straszną egoistką. Ale on naprawdę jest dla mnie ważny, z resztą tak jak ty. Znowu miałaś rację, muszę Ci to z bólem przyznać. Nie wiem, co będzie z naszą przyjaźnią. Nie wiem, czy on mi to kiedykolwiek wybaczy i czy w ogóle będzie chciał się ze mną dalej przyjaźnić...

OD:Taylor
DO:Camille
Marnowanie życiowej szansy najlepszych przyjaciół klasyfikuje się wysoko w hierarchii egoizmu. Jak zawsze, miałam rację. Jeśli chcesz jego dobra to przeproś go i pozwól mu jechać. Jeśli wolisz własną wygodę nie zmieniaj zdania. Wybierz dobrze...

OD:Camille
DO:Taylor
Już zdecydowałam. Nie wiem, czy źle czy dobrze. Ważne, że to była moja decyzja. Zabieram się za pisanie do niego! Dzięki za dobre rady, jednak można na Ciebie liczyć!


''Co by było gdyby...'' cz.1

Camille jest online
Camille:On mnie denerwuje
Taylor:No i co?
Camille:Dobrze, że mam przyjaciółkę, która zawsze potrafi mi pomóc
Taylor:Oh, Camille wiesz, że zawsze Ci pomagam. Ale zawsze jest to samo. Kłócicie się, a później jesteście pogodzeni.
Camille:Teraz to co innego
Taylor:Zawsze to mówisz...
Camille:Ugh,wiesz co...
Camille wylogowała się

OD:Thomas
DO:Camille
No chyba się nie gniewasz, wiem wiem, to ja powinienem oberwać. Ale przyznaj, że to był twój pomysł.

OD:Camille
DO:Thomas
Nie denerwuj mnie nawet...przez Ciebie mam szlaban na miesiąc...

OD:Thomas
DO:Camille
Ale przyznaj, śmiesznie wyglądała pijąc tą herbatę z solą

OD:Camille
DO:Thomas
No dobra, wybaczam Ci. Ale to ostatni raz!

OD:Thomas
DO:Camille
Zawsze to powtarzasz!

Camille jest online
Taylor:I jak tam wasze relacje?
Camille:Odbudowane!
Taylor:Wiedziałam! To co, może teraz zostaniecie parą?
Camille:Bardzo śmieszne...jesteśmy przyjaciółmi i tak pozostanie.
Taylor:Jasne jasne
Taylor wylogowała się 

OD:Thomas
DO:Camille
Jutro o dziewiątej w kawiarni koło twojego domu. Będę czekał

OD:Camille
DO:Thomas
Człowieku, jest trzecia w nocy. Nie masz co robić, tylko budzić niewinnych ludzi?

OD:Thomas
DO:Camille
Musisz być, nie żartuje. Będę czekał. A teraz-dobranoc.

OD:Camille
DO:Thomas
Jeśli to takie ważne, to dobra. Mam nadzieję, że nie chodzi o kolejny plan na żart dla nauczyciela. Ja już się nigdy na to nie piszę.

OD:Thomas
DO:Camille
Nie śmiej się, to poważna sprawa. Jutro o dziewiątej. Dobranoc

PROLOG:''Co by było, gdyby...''

Książka opowiada o losach głównej bohaterki-Camille. Jest pisana w formie SMS'ów i wiadomości na czacie. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)

Opętana rozdział II

Obudziłam się dość późno. Kolejny poniedziałek, kolejny tydzień szkoły. Ubrałam się i zeszłam na dół. Czekała tam na mnie moja szczęśliwa rodzina. Zawsze mnie dziwiło jakim cudem moi rodzice są szczęśliwi w poniedziałek rano. Mój brat też, ale on praktycznie zawsze jest szczęśliwy. Wydawało mi się czasami, że nie pasuje do mojej rodziny. -No nareszcie, ile można spać!-ledwo weszłam do kuchni, a już usłyszałam mojego ojca
-No najwyraźniej długo-odparłam z uśmiechem
-Ale nie trzeba spać za długo!-podśpiewywał pod nosem mój brat, szukając jednej z zabawek.
-Mam dzisiaj ciężki dzień
-Proszę, napij się gorącej czekolady. Od razu ci się poprawi humor.
Moja mama zawsze wie czego mi potrzeba. Jest naprawdę świetna.
-Lecę, nie chcę się spóźnić
-Tylko wróć po szkole, dzisiaj na obiad przychodzą dziadkowie
-Jasne!
Moja droga do szkoły zajmuje mi około pięciu minut. Cieszę się, że nie mam daleko do szkoły, bo mogę o wiele dłużej spać, co jest mi na rękę. Jestem strasznym śpiochem. Mogę spać całymi dniami, niestety moja rodzina tego nie rozumie.
Do szkoły dotarłam równo z dzwonkiem. Całe szczęście, bo moja wychowawczyni nie toleruje spóźnień. Usiadłam z moją najlepszą przyjaciółką-Ronnie. Znamy się od dzieciństwa. Jest to jedyna osoba, która wie o mnie dosłownie wszystko. Wszystkie moje wspomnienia wiążą się właśnie z Ronnie. Jest dla mnie jak siostra.
Od razu dostrzegłam, że za nami usiadła dziewczyna, której przyglądałam się podczas rozpoczęcia roku. Wyglądała dokładnie tak samo. Przerażała mnie.
-Kim ona jest?-szepnęłam do Ronnie
-Ma na imię Amy.
-Wiesz coś więcej?
-Po szkole krążą plotki, że kilka razy chciała popełnić samobójstwo. Ponoć była w kilku szpitalach psychiatrycznych.
Zamarłam. Strasznie mnie to dotknęło. Myślałam, że po prostu ma taki styl ubierania. Wiem, że nie powinno się oceniać ludzi po ich przeszłości i wyglądzie, ale naprawdę zaczęłam się jej bać. Nie wiem dlaczego.
-Ale to prawda?-zapytałam Ronnie. W duszy chciałam, żeby okazało się, że tylko żartowała
-Tak mówią-odparła
Całą przerwę rozmyślałam o tej dziewczynie. Siedziała sama, do nikogo się nie odzywała, była zamknięta w sobie. Chciałam do niej podejść i porozmawiać ale stwierdziłam, że jest jeszcze za wcześnie.Siedziałam z Ronnie jednak myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Myślałam o tym, jak źle musi być komuś w życiu, żeby próbować się zabić. Owszem, miałam czasami gorsze dni ale nigdy nawet nie myślałam, o takich rzeczach. Co człowiek musi czuć, żeby posunąć się do czegoś takiego?Ta dziewczyna była dla mnie istną zagadką, jednak bałam się zacząć ją rozwiązywać.
Na następnej przerwie siedziałyśmy z Ronnie na placu przed szkołą. Rosło tam dużo drzew, ogólnie wyglądało to jak taki mały park. Większość uczniów w upalne dni bardzo lubiła tam przesiadywać, jednak wtedy nasz plac był wyjątkowo zatłoczony.
-Zaraz wrócę-przerwałam panującą ciszę
-Gdzie idziesz?
-Do toalety, zaraz będę
Tak jak powiedziałam Ronnie, udałam się do toalety. Szkoła była pusta, nie licząc kilku nauczycieli w pokoju nauczycielskim. Weszłam do toalety na pierwszym piętrze. Otworzyłam kabinę. Nogi się pode mną ugięły. To co zobaczyłam było jak najgorszy koszmar.

Opętana rozdział I

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Miałam ochotę nawet nie ruszać się z łóżka, ale wiedziałam, że muszę pojawić się na rozpoczęciu szkoły. Z trudem podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę szafy. Włożyłam na siebie dresy, co jest do mnie bardzo niepodobne, a do tego bluzę. Zeszłam na dół. Pierwsze odgłosy jakie usłyszałam to mój krzyczący brat. Ma siedem lat i przechodzi okres w którym jest naprawdę hałaśliwy.-Mógłbyś się przymknąć?-Nie wiem czemu na niego krzyknęłam,nigdy tego nie robię.
-All, nie bądź taka agresywna-Usłyszałam delikatny głos mamy. -Zjesz coś na śniadanie?
-To co zawsze.
-Hej hej księżniczko, to nie żadna restauracja! Już podaję tosty i kakao!
Moja rodzina jest naprawdę świetna. Od razu poprawił mi się humor, choć nadal pękała mi głowa.
Zjadłam tosty, wypiłam kakao i ruszyłam w stronę mojego gimnazjum. Wyglądało dokładnie tak samo jak przed wakacjami. I sądzę, że tak samo wyglądało jakieś pięćdziesiąt lat temu. Jest naprawdę stare. Moi rodzice chodzili do niego i właśnie dlatego mnie tu posłali. Według nich to najlepsza szkoła pod słońcem! Fakt faktem nie jest zła. Szkoła jak każda inna.
W środku też niewiele się zmieniło. Szare popękane kafelki i poździerane ściany. Kiedy rodzice przysłali mnie tu pierwszy raz, czułam się jakbym cofnęła się o kilka epok. Ale jednak, to tylko kwestia przezwyczajenia. Moja wychowawczyni też jakoś szczególnie się nie zmieniła. Kiedyś zastanawiałam się, czy ona w ogóle się zmienia. Odkąd zaczęłam to gimnazjum wygląda dokładnie tak samo. Jedyna osoba, która przykuła moją uwagę to nowa dziewczyna w klasie. Nie wyglądała normalnie. Miała czarne włosy, farbowane. Cała była wymalowana na czarno, ubrana zresztą też. Wyglądała na smutną. Nie przyglądałam się jej zbyt długo, ale nie zaprzeczam, że przykuła moją uwagę. W szkole siedzieliśmy dość długo. Nasza wychowawczyni strasznie dużo mówi. W każdym razie rozdała nam plany lekcji, które oczywiście większości klasy nie przypadły do gustu. Później mówiła, że jest jej bardzo miło,że znowu nas widzi i inne bzdury. Wpatrywałam się w zegar. Marzyłam o gorącej kąpieli. W końcu pozwoliła nam iść. Kiedy przekroczyłam próg szkoły zrobiło mi się bardzo zimno. Na dworze było około trzydziestu stopni. Uznałam, że już kompletnie się rozchorowałam i ruszyłam w stronę domu.

PROLOG:''Opętana''

Alyssa jest zwyczajną piętnastolatką. Bardzo zwyczajną. Chodzi do zwyczajnego gimnazjum. Jej życie jest bardzo poukładane... właściwie było. Przez jedno wydarzenie dziewczyna zyskała niezwykłe zdolności... Jak sobie z nimi poradzi? Czy wygra walkę z samą sobą?

poniedziałek, 2 lutego 2015

Co i jak

Tak więc pierwszy post.Na tym blogu mam zamiar umieszczać opowiadania pisane przeze mnie.Mam nadzieję,że komukolwiek się spodobają i zacznie regularnie odwiedzać tego bloga :)