piątek, 24 lipca 2015

kontynuacja

Hej!
wiem, że nie było mnie dość długo na blogu, jednak teraz mam do was pytanie:
Czy kontynuować prowadzenie bloga? 

poniedziałek, 9 lutego 2015

''Leonie'' rozdział I

To, że nadal żyje jest prawdziwym cudem. Kilka lat temu stwierdzono u mnie stwierdzono u mnie białaczkę. Niezwykle ciężki przypadek. Było ze mną na tyle źle, że lekarze przygotowali moją rodzinę na najgorsze. A jednak, żyje. Jestem zwyczajną...no, prawie zwyczajną nastolatką. Od czasu choroby nie rosną mi włosy. Na początku byłam tym załamana. Krzyczałam, że wolałabym umrzeć niż być łysa. Teraz już tak na to nie patrzę. Osoby, które otarły się o śmierć naprawdę szanują każdą chwilę swojego życia. Dla mnie ważna jest każda minuta spędzona z moją rodziną i moim bratem. Tak, mam brata. Jest nie tylko moim bratem, ale także moim najlepszym przyjacielem. Ma na imię John. Jest to bardzo popularne imię, jednak dla mnie to jest wyjątkowy John. Jest ode mnie o rok starszy, Naprawdę, brat jest dla mnie najważniejszą osobą. Kiedy leżałam w szpitalu i mój stan był krytyczny, potrafił spędzić przy moim łóżku kilka dni. Przynosił mi wszystko, o co tylko poprosiłam. Odstąpił mi nawet swojego laptopa, a dla niego to naprawdę wielkie poświęcenie. Jednak nie od zawsze jesteśmy tak zgodnym rodzeństwem. Kiedy mieliśmy około sześć lat rywalizowaliśmy o względy rodziców na każdym kroku. Cokolwiek nie robiliśmy, wszystko zamieniało się w czystą rywalizacje. Nawet tak proste czynności jak jedzenie obiadu były dla nas dobrym pretekstem. Kiedy rodzice pochwalili za coś tylko mnie, brat albo obcinał włosy moim ulubionym lalkom, albo rozcinał ubrania dla lalek. Ja w ramach zemsty rzucałam po całym domu jego ulubionymi samochodzikami albo konsolą do gier. Robiłam to tak długo, do puki nie miałam stuprocentowej pewności, że jest już zepsute. Tak wyglądało nasze życie przed moją chorobą. Nienawiść i czysta rywalizacja. Kiedy zachorowałam miałam dziewięć lat. Dla mojej rodziny był to ogromny szok. Jednak bardziej zaskakująca była odmiana mojego brata. Nie wiem czy poruszyło go to, że może stracić możliwość rywalizacji ze mną, ale w każdym razie zmienił się nie do poznania. Przynosił mi do szpitala swoje ulubione zabawki, żebym tylko się nie nudziła. W szpitalu pierwszy raz w życiu razem się bawiliśmy. Rodzice nie wierzyli własnym oczom, kiedy zobaczyli razem przy stoliku swoją dwójkę dotychczas szczerze nienawidzących się dzieci. Ja sama na początku nie byłam przekonana do brata. Wydawało mi się, że obmyśla plan. Miałam pewność, że daje mi swoje zabawki, żeby później móc pobiec do rodziców z płaczem, że mu je zabrałam. Jednak nie miałam racji. Brat z dnia na dzień stał się miły i troskliwy. I tak pozostało do dzisiaj. Więcej czasu spędzam z nim, niż ze swoimi przyjaciółkami. Oglądamy razem filmy, chodzimy na zakupy, odrabiamy lekcje. Teraz patrząc z perspektywy czasu myślę, że są plusy mojej przebytej choroby-zyskałam nowego przyjaciela.

niedziela, 8 lutego 2015

Opętana rozdział VII

-Wie pan, że niedawno byłam świadkiem śmierci pewnej dziewczyny...teraz dzieją się ze mną dziwne rzeczy...Zaczęłam opowiadać choć po chwili zatrzymałam się. W głębi poczułam, że nie mogę dalej mówić. Coś odjęło mi mowę. Nie mogłam wypowiedzieć nawet słowa. Czułam jakby coś we mnie nie pozwalało mi dalej opowiadać. Jakby to coś nie chciało, żeby ktokolwiek się dowiedział. Lekarz uniósł wzrok znad notatek i popatrzył mi w oczy. Czekał dość długo z nadzieją, że będę mówić dalej. Ale nie mogłam...
Wypisano mi kolejne leki, tym razem silniejsze. W papierach ze szpitala widniało jedno słowo ''trauma''. To słowo dosłownie mnie prześladowało. Było dla dorosłych jak słowo klucz dla moich problemów. Po prostu nikt nie chciał sobie zawracać mną głowy. Wszędzie widziałam i słyszałam to słowo.
Po kilku dniach rodzice stwierdzili, że powinnam iść do szkoły. Było to ostatnie miejsce, w które chciałam się udać. Na samą myśl o tym miałam dreszcze. Jednak dla nich nie było żadnych wymówek. Uważali moje problemy za wymówkę. Bardzo mnie to zabolało, bo zawsze zwracałam się do nich z problemami i zawsze wiedzieli z góry jak mi pomóc. A teraz? Teraz bolała mnie ta bezsilność. Nie byłam nawet w stanie nikomu o niczym opowiedzieć. Kiedy zaczynałam mówić o zjawach, które mnie nawiedzają, momentalnie odejmowało mi mowę. Wtedy byłam już niemal pewna, że coś mnie opętało. Ale nadal nie miałam pojęcia-dlaczego mnie? Dlaczego to wybrało sobie właśnie mnie na ofiarę? Cholera, na świecie jest siedem miliardów ludzi a to coś upatrzyło sobie właśnie mnie. Skojarzyłam, że jest to powiązane ze śmiercią Amy, ale nie wiedziałam, dlaczego akurat ja. To pytanie dręczyło mnie całymi dniami i nocami. W końcu postanowiłam zagłębić się w ten temat. Kiedyś byłam sceptycznie nastawiona do zjawisk paranormalnych. Traktowałam to z dystansem jako dobry materiał na horror, ale nie jako dobry materiał na życie zwyczajnej szesnastolatki. A teraz? W ciągu kilku dni zmieniłam swoje nastawienie. Wierzyłam w to. Mało tego, panicznie się tego bałam. Całymi nocami siedziałam przy włączonym świetle. Czytałam książki lub oglądałam telewizje. Ważne było dla mnie włączone światło. Wydawało mi się, że to jest wystarczająca ochrona dla mnie. Niestety, kilka dni później to się zmieniło...
Siedziałam sobie spokojnie na kanapie. Piłam gorącą czekoladę z bitą śmietaną i oglądałam film. Czułam się wyjątkowo spokojnie...to znaczy...na tyle spokojnie, na ile może sobie pozwolić osoba, którą w ciągu tygodnia nawiedziło kilka demonów. Nagle mój spokój zniknął. Pojawił się lęk, nad którym nie mogłam zapanować. W ciągu kilku sekund zaczęłam się cała trząść. Czekolada wylała się na nowo zakupioną przez rodziców kanapę. Nawet tego nie zauważyłam. Pobiegłam do kuchni, aby znowu nafaszerować się tabletkami uspokajającymi. Kiedy otwierałam szafkę zabolało mnie serce. Był to ból nie do opisania...takie kłucie, ale niesamowicie silne. Ból rozszedł się na całe ciało. Upadłam. Byłam pewna, że umieram. Obróciłam głowę w stronę drzwi. Ujrzałam dziewczynę, Miała piękne długie, czarne jak smoła włosy. Cała była ubrana na czarno. Najbardziej przykuł moją uwagę blask w oczach. Zrozumiałam, że to Amy. Byłam na nią wściekła. Chciałam jej wykrzyczeć wszystko. Zapytać, dlaczego mi to wszystko robi. W końcu zebrałam w sobie ostatnie resztki siły i z płaczem krzyknęłam:
-Czego ty ode mnie chcesz? Wynoś się z mojego życia! Przecież ty nie żyjesz!
Teraz rozumiem, że ją rozwścieczyłam. Jej twarz z pięknej i spokojnej zmieniła się w twarz demona, którego widziałam kilka dni temu w mojej sypialni. Ruszyła w moją stronę. Odezwała się do mnie najokropniejszym głosem, jaki kiedykolwiek usłyszałam:
-Ja żyję.
Zniknęła. Za to w kuchni pojawili się rodzice i mój brat. Mały krzyczał i płakał, widocznie się przestraszył moich krzyków. Rodzice też byli zrozpaczeni.

Opętana rozdział VI

Odpisałam na wiadomość. Co chwilę odświeżałam pocztę w nadziei na odpowiedź. Jednak nigdy jej nie uzyskałam. Popadłam w swojego rodzaju depresje. Chodziłam cały dzień po domu w piżamie i do nikogo się nie odzywałam. Rodzice żartowali ze mnie, że sama wyglądam już jak ''duch''. Irytowali mnie. Wszyscy mnie irytowali. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Uważali, że przez to wydarzenie zamknęłam się w sobie ale spokojnie dam sobie rade. Ze mną tym czasem było coraz gorzej.Pewnej nocy znowu obudziło mnie przeraźliwe zimno. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam mężczyznę w kapturze. Był odwrócony do mnie tyłem. Nie wiedziałam co robić, więc leżałam bez ruchu. Wtedy mężczyzna odwrócił się. Wyglądał jak człowiek, tylko jego twarz...Była paskudna. Wyglądała jak z najgorszego horroru. Nie byłam w stanie krzyczeć. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Nie byłam w stanie nic zrobić.
Obudziłam się następnego dnia rano. Myślałam, że cała ta sytuacja to był zwykły sen a ja naprawdę zaczynam popadać w paranoje. Wtedy odkryłam swoją nogę. Miałam na niej trzy długie blizny. Od kolana aż do kostki. Zdziwiłam się. Przecież nie mogłam sama zrobić sobie czegoś takiego. Wyglądały jak po poparzeniu. Tamtego poranka zaczęłam bać się o własne życie. Nie traktowałam tego jako przywidzenia. Wiedziałam, że to co mnie nawiedza nie ma dobrych intencji. Przestraszyłam się także tego, że to może mi wyrządzić krzywdę.
Tabletki uspokajające stały się moim jedynym posiłkiem. Nie jadłam nic poza nimi. Czasem tylko zmuszałam się do zjedzenia kromki suchego chleba, żeby nie denerwować rodziców. Snułam się po szkole bez celu. Nie odzywałam się do nikogo. Wszystko stało mi się obojętne. Moje oceny z dnia na dzień drastycznie się pogarszały, a ja przestałam być szczęśliwą, piątkową uczennicą.
Kiedy mój stan pogorszył się na tyle, że nie miałam już sił wstawać z łóżka rodzice zaprowadzili mnie do psychologa. Nie stawiałam się. Wiedziałam, że to jedyne wyjście. Czułam się jakby jakaś zła moc odebrała mi całą radość z życia. Byłam kompletnym wrakiem człowieka i tak też się czułam.
Szczerze bałam się pierwszej wizyty. Bałam się, że nie będę umiała opisać moich emocji, że nikt mnie tutaj nie zrozumie. Zaprowadzono mnie do gabinetu lekarza. Mogłam wejść sama lub z rodzicami. Wybrałam samotność.
Usiadłam naprzeciw lekarza. Przypomniał mi się wtedy ten dzień, w którym znalazłam Amy. Dzień w którym wylądowałam na tym samym miejscu. Wtedy jednak uważałam, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Teraz sama wołałam o pomoc.
-Witaj Allyso
Lekarz odezwał się delikatnym głosem. Ja na jego miejscu nie byłabym aż tak wyrozumiała dla osoby, która niedawno tak go potraktowała. Na jego przywitanie nie odpowiedziałam, tylko skinęłam głową.
-Musisz mi wszystko opowiedzieć. Tylko wtedy będę w stanie ci pomóc.
Nigdy nie zwierzałam się nikomu, oprócz Ronnie. Jednak przełamałam się bo wiedziałam, że ten człowiek chce mi pomóc. Siedziałam chwilę w skupieniu i układałam w głowie wszystko co chciałam mu powiedzieć. Wtedy zapytał:
-Dasz radę?
Znowu skinęłam głową i zaczęłam opowiadać.

Opętana rozdział V

-Alyssa, ja wiem, że to musi być dla ciebie trudne. Sama nigdy nie chciałabym widzieć umierającej osoby.
-Jakiej umierającej osoby? Wszyscy kompletnie oszaleliście! Na mózgi wam się rzuciło? Spodziewałam się tego po wszystkich, ale nie po tobie...
Tego dnia wróciłam wcześniej do domu. Rodzice, którzy normalnie bardzo by się o to zdenerwowali byli niezwykle spokojni. Ruszyłam w stronę pokoju. Chciałam sobie wszystko poukładać. Postanowiłam włączyć laptopa-i tak nie miałam nic innego do roboty. Zdziwiłam się, bo wszędzie pisali o śmierci tej dziewczyny. Dlaczego to mnie tak prześladowało? Wczytałam się jednak w jeden z artykułów mówiących o tym. Fakt-nawet tam pisali, że zmarła. Czułam kompletną pustkę. Może rzeczywiście zwariowałam? Może mają racje? Leżałam na łóżku i ciągle zadawałam sobie te pytania...w końcu usnęłam.
O trzeciej w nocy obudził mnie przeraźliwy chłód. Nie był to wiatr wiejący przez okno, to było o wiele zimniejsze. W naszym mieście normalnie jest bardzo ciepło, temperatura nigdy nie spadała poniżej zera. Nagle poczułam, że nie mogę się ruszać. W futrynie moich drzwi zobaczyłam postać. Nie widziałam jej twarzy, tylko cień. Szła w moim kierunku. Nie mogłam się ruszyć, byłam cała sparaliżowana ze strachu. Postać podeszła do mnie i wyszeptała ''pomocy''. Kiedy to mówiła przeszły mnie niesamowite dreszcze. Nie potrafię opisać tego uczucia. Nigdy się tak nie bałam. Dopiero, kiedy zniknęła mogłam się poruszyć. Zbiegłam po schodach najszybciej jak się dało i wbiegłam do sypialni rodziców. Drzwi uderzyły z hukiem o ścianę tak, że wszyscy się obudzili.
-On tam jest, mamo, on tam jest!
Mama spojrzała na mnie z irytacją. Nie musiała nic mówić, wiedziałam o co jej chodzi. ''Wiem, że to dla ciebie ciężkie''. To było ich stałe sformułowanie do rozmów ze mną. W końcu mama zapytała:
-Kto?
Chciałam jej wszystko opowiedzieć, ale zorientowałam się, że wiem zbyt mało. Nie wiedziałam nawet, kim była ta postać. Nie zdołałam rozpoznać jej płci. W głowie wyryły mi się tylko słowa ''pomocy''. Siedziałam cichutko obok łóżka rodziców. Wiedziałam, że za żadne skarby nie wrócę na górę. Tata rzucił w końcu, żebym położyła się w salonie i włączyła telewizor. Tak też zrobiłam, choć nawet nie pamiętam co oglądałam. Byłam przepełniona lękiem. Odliczałam tylko minuty do poranka. W końcu wcześnie rano udało mi się zasnąć.
Obudziłam się przed południem. Zrozumiałam, że mama wolała, żebym została w domu. I zostałam. Sama. Cała przerażona ruszyłam w stronę kuchni. Złapałam pudełko z lekami, które przepisał mi lekarz. Wzięłam kilka tabletek, popiłam je wodą i usiadłam na krześle. Po chwili wyciszyłam się i uspokoiłam-działały. Postanowiłam wyszukać coś na temat mojego spotkania z przerażającą postacią w internecie. Napisałam posta na forum w którym opisałam całe zajście-od tragicznej śmierci aż do spotkania z tajemniczą postacią. Jednak tutaj również nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Nikt nie brał mnie na poważnie. Jednak po kilku godzinach dostałam wiadomość od jednej osoby. Ta wiadomość była jak szczęście w nieszczęściu-wreszcie znalazł się ktoś, kto mi uwierzył!

Opętana rozdział IV

Psycholog spojrzał za mnie ze współczuciem. Później przejrzał papiery, które wypisał wcześniejszy lekarz. Kiedy w końcu je odłożył i odezwał się cichym, delikatnym głosem:
-Byłyście sobie bliskie?
Na początku nie zrozumiałam o co mu chodzi. Bliskie? Z kim? Później jednak poukładałam sobie w głowie ostatnie wydarzenia i zrozumiałam-to kolejna osoba, która nic nie rozumie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. W końcu wydusiłam z siebie:
-Nie, chodzimy razem do klasy.
Doktor westchnął ciężko i spojrzał na mnie. Patrzył się jakbym była najtrudniejszym przypadkiem, który kiedykolwiek badał. Później zaczął wypisywać jakieś skierowania i recepty. W jednej chwili stałam się bardzo negatywnie i wrogo nastawiona do świata. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Wszyscy traktowali mnie jak wariatkę. A przecież ja jestem normalna!
Wypuszczono mnie ze szpitala. Na zewnątrz czekali moi rodzice. Pewnie wychowawczyni ich poinformowałam, że tu jestem. Myślałam, że chociaż oni mnie zrozumieją i będą rozśmieszeni całym tym zajściem. Jednak oni byli kolejnymi osobami, które traktowały mnie jak wariatkę. W samochodzie panowała niezręczna cisza. Po kilkunastu minutach jazdy wreszcie przerwała ją mama:
-Nie martw się słońce.
Nie miałam już nawet siły się wykłócać. Czułam, jak coś odbiera mi wszystkie siły. Zasnęłam.
Obudziłam się o szóstej rano, w swoim łóżku. Nie wiem jak się tu dostałam, zresztą to nie było nic ważnego. Tradycyjnie ubrałam się i zeszłam na dół. Czekała tam na mnie moja rodzina. Ale wszystko było inaczej. Mój brat nie biegał po domu, tylko grzecznie siedział przy śniadaniu. Tata się nie odzywał. W zupełnej ciszy czytał gazetę. Codziennie od kilku lat ją czyta. To jego poranny rytuał. Mama podgrzewała płatki z mlekiem. Nic nie mówiła. Wpatrywała się w garnek wrzącego mleka jakby był najpiękniejszym obrazem. Nie odrywała od niego oczu.
-Cześć-radosnym głosem przerwałam ciszę panującą w domu
-Cześć-szepnęła mama
Podczas tego śniada nie odezwałam się więcej. Po części zaczęłam się bać. W ciągu jednego dnia wszystko się zmieniło. Ludzie traktują mnie jak wariatkę. Nawet moja własna rodzina. Zaczęłam bać się wszystkich. Nie wiedziałam już, komu mogę ufać. Chciałam z kimś poważnie porozmawiać... z Ronnie.
Pierwszą lekcją była matematyka. Liczyłam na to, że chociaż w szkole wszystko będzie normalne. Że nauczyciel zacznie mnie przepytywać, że zada masę zadań do domu. Ale było zupełnie inaczej, Wszyscy byli dla mnie mili i wyrozumiali, jakbym wróciła do szkoły po ciężkim wypadku z którego ledwo wyszłam z życiem. Przecież nic mi nie było. Czułam się wspaniale. Jednak nikt tego nie widział.
Na długiej przerwie udało mi się wyciągnąć Ronnie na plac naprzeciw szkoły, aby z nią poważnie porozmawiać.
-Wiem, że to musi być traumatyczne przeżycie, ale...
-O czym ty gadasz?! Nawet ty?...
Nie wytrzymałam. Zachowanie dorosłych mogłam znieść, ale bardzo zabolało mnie to co powiedziała Ronnie. Jest moją najlepszą przyjaciółką, powinna mnie rozumieć.
-Ronnie...muszę Ci powiedzieć, jak było naprawdę...
-Zamieniam się w słuch!
-Pamiętasz, jak wczoraj mówiłam, że idę do toalety. Kiedy otworzyłam drzwi... ona tam leżała. Miała zamknięte oczy i...
-STOP! Nauczyciele mówią, że nie powinnaś jeszcze z nikim o tym rozmawiać. Jest za wcześnie.
Nie dawałam sobie przerwać. Opowiadałam dalej:
-Nagle pojawił się jakiś mężczyzna. Nigdy wcześniej go nie widziałam. A no tak, blask światła. Było niesamowicie jasno. Oślepiło mnie. On dotknął jej dłoni, a ona w momencie otworzyła oczy. Były wyjątkowo piękne, pełne blasku. Podniósł ją i spojrzeli na mnie...dalej nic nie pamiętam. Dopiero wizytę w gabinecie pielęgniarki. Nikt z dorosłych mnie nie wierzy. Byłam już nawet u psychologa...uważają, że mogłam się uderzyć w głowę upadając. Ale ty... Ale ty mi wierzysz?

Opętana rozdział III

Ona tam była. Leżała całą zakrwawiona. Miała zamknięte oczy, była cała sina, byłam pewna, że nie żyje. Chciałam pobiec po nauczycieli, ale byłam w stanie nawet się ruszyć. Cała się trzęsłam. To było jak zobrazowanie moich najgorszych koszmarów. Nie, nie, to było sto razy gorsze. Nie wiedziałam co robić. Byłam tak przerażona, nikogo wokół nie było. Stałam tak jeszcze chwilę. Modliłam się w duszy, żeby ona żyła. Nigdy wcześniej na niczym mi tak nie zależało. Chciałam jej pomóc, ale nie byłam w stanie nawet się ruszyć. Nagle coś mnie oślepiło. To było coś bardzo jasnego. Później zobaczyłam mężczyznę. Był wysoki. Bardzo wysoki. Szedł w jej stronę. Podniósł ją. Byłam pewna, że to ktoś ze szkoły przyszedł ją uratować. ŻYŁA! To było dla mnie najważniejsze. Mężczyzna dotknął jej dłoni. Jej oczy się otworzyły. Były pełne blasku. Oboje spojrzeli na mnie...-Alyssa!Alyssa!
To był mój nauczyciel. Stał nade mną i krzyczał. Nie wiedziałam co się dzieję. Leżałam na podłodze w szkolnej toalecie. Chciałam się podnieść, ale kazał mi czekać. Zawołał pielęgniarkę.
-Wszystko w porządku? Boli Cię coś?
-Nie,dlaczego. Gdzie jest ta dziewczyna? Chwila... Amy! Gdzie ona jest?
Pielęgniarka kazała mi zostać w łazience. Przyniosła mi kubek z wodą. Byłam kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się dzieje. Chciałam tylko dowiedzieć się, jak czuje się ta dziewczyna.
Po kilku minutach zaprowadzono mnie do dyrektora. Była tam też moja wychowawczyni. Kazała mi usiąść na krześle obok.
-Gdzie ona jest?
-Alysso, widziałaś co stało się z twoją koleżanką-odparła spokojnie wychowawczyni
-Tak, dlatego pytam, gdzie ona teraz jest.
-Alysso,ona...
-Nie...-dyrektor przerwał mojej wychowawczyni
-Ona nie żyje.
Ta informacja nie dotarła do mnie. Przecież widziałam ją żywą. Przecież miała otwarte oczy, wstała.
-A mogłabym teraz usłyszeć prawdziwą wersje? Nie jestem za młoda, wiem co się dzieje. Nie musicie nic ukrywać.
Nauczycielka i dyrektor spojrzeli na siebie. Nie odezwali się ani słowem.
-Przecież ona wstała! Widziałam to! ONA ŻYJE!
Kazali mi opuścić pokój dyrektora. Siedziałam na korytarzu. Wydawało mi się, że coś ukrywają. Przecież wiem,co się z nią wcześniej działo. Do cholery, mam szesnaście lat, nie sześć. Chyba mogłabym usłyszeć prawdę.
Pod szkołę podjechała karetka. Myślałam, że przyjechali po Amy więc od razu do niej pobiegłam.Stanęłam obok karetki. Podeszła do mnie moja wychowawczyni.
-Tak, to ona. Zemdlała w szkole, podejrzewamy, że mogło jej się coś stać.
-Co? To nie prawda!
Zostałam zmuszona do wizyty w szpitalu. Kierowca karetki zaprowadził mnie do gabinetu lekarza i wyjaśnił o co chodzi. Lekarz dobrą chwilę przeglądał moje dokumenty a później od niechcenia rzucił:
-Co z tobą?
Zdenerwował mnie. Przecież to nie mną mieli się zająć tylko Amy. Ja byłam zupełnie zdrowa.
-Ze mną w porządku, powiedzcie mi co z Amy.
Lekarz spojrzał na mnie. Wykonał parę telefonów. Z tego co udało mi się usłyszeć stwierdził, że jestem w ciężkim szoku. Skierował mnie do psychologa.